Przez ostatnie trzy dekady rola integratorów systemów ulegała zmianom, w zależności od potrzeb i wymagań klientów.
Branża integracji systemów w postaci znanej nam obecnie ma już ok. trzydziestu lat. Narodziła się w momencie, w którym przedsiębiorstwa rozpoczęły restrukturyzację swoich wewnętrznych działów inżynieryjnych, zgodnie z tendencją automatyzacji maszyn i całych zakładów, panującą na początku lat 80. ubiegłego wieku. Automatyka rozwijała się wtedy jako skomplikowany miks nowych technologii, na skutek mocnej presji ekonomicznej oraz zmian w praktykach biznesowych. Był to czas, kiedy zmiany często przynosiły efekt globalny, a wiele ze struktur ukształtowanych przez te przekształcenia jest obecnych na rynku aż do dziś.
Jednak, aby zrozumieć, co dokładnie wydarzyło się w tamtym okresie, musimy cofnąć się jeszcze dalej, o dziesięć-piętnaście lat, do wczesnych lat 70. Najbardziej pożądanymi umiejętnościami wśród automatyków były wówczas: przycinanie, wyginanie i pasowanie przewodów pneumatycznych, okablowywanie modułów czasowych i przekaźników oraz manualne dostrajanie parametrów pracy pętli sterowania. Sytuacja uległa zmianie, gdy na rynku pojawiły się pierwsze systemy sterowania rozproszonego (Distributed Control System ? DCS), razem ze sterownikami programowalnymi PLC.
Jeśli w latach 70. jakieś przedsiębiorstwo chciało zaimplementować nowy system, początkowo posiłkowano się wewnętrznymi zasobami ludzkimi ? zatrudnionymi w firmie automatykami i inżynierami. Gdy ci nie radzili sobie z nadmiarem pracy albo jakimiś niuansami technicznymi, o pomoc proszono konkretnego dostawcę rozwiązań automatyki. Większe firmy na rynku, takie jak Allen-Bradley, Bailey czy Fisher, były w stanie wesprzeć chętnych swoimi gotowymi na wezwanie specjalistami oraz technikami, często za darmo. Niektórzy dostawcy sprzętu, przedstawiciele handlowi oraz lokalni sprzedawcy zrozumieli wówczas, że sami mogą wnieść jakąś wartość dodaną do zrealizowanego projektu, właśnie przez świadczenie podstawowych usług. Warto tu wspomnieć chociażby o wczesnych wizjonerach na rynku automatyki, w rodzaju firm Don H. Munger Company z St. Louis czy Puffer Sweiven z Houston.
Fala automatyzacji
Początkowa fala automatyzacji to wspominane już wczesne lata 80. Zrealizowane projekty automatyzacji skłaniały przedsiębiorstwa do weryfikacji poniesionych kosztów własnych. Większość wdrożeń z tamtego czasu nie była czasochłonna, więc pomysły, aby przydzielać więcej pracowników do projektu, który mógł zostać zrealizowany raptem w kilka miesięcy czy rok, pozostawały nieefektywne. Wielu inżynierów zaczęło jednak dostrzegać swoją szansę w świadczeniu usług jako niezależni wykonawcy instalacji automatyki lub zapewniając po prostu wsparcie techniczne. W większości pracowali na godziny jako pracownicy tymczasowi. Z czasem projekty wdrażania systemów automatyki stawały się coraz bardziej wyrafinowane, więc pracowników zaczęto przydzielać do konkretnych projektów.
Branża integracji systemów rozkwitała właśnie dzięki tym przedsiębiorczym jednostkom, zaś konkretnego rozpędu nabrała w połowie lat 80. Już pod koniec tamtej dekady oraz we wczesnych latach 90. na rynku pojawiło się bardzo wielu specjalistów i małych firm integratorskich. W tym czasie większość przedsiębiorstw rozliczano w oparciu o czas i poniesione koszty. Ponieważ producenci sprzętu w dalszym ciągu zmagali się ze zmianami sytuacji gospodarczej i presją konkurencji, ten układ był dla nich praktyczny i spotkał się z pozytywnym przyjęciem. Zyski specjalistów stymulowały powstawanie nowych firm.
Technologia napędza przemysł
W latach 90. rozwój technologii wymuszał nabycie nowych umiejętności przez specjalistów-automatyków. Zarówno systemy rozproszone DCS, jak i bazujące na sterownikach PLC, stawały się coraz bardziej skomplikowane i wyrafinowane, zaczęły się pojawiać pierwsze mechanizmy łączności sieciowej. Nie wszystkie karty technologii zostały jeszcze odkryte, ale można było śmiało przewidzieć, w jakim kierunku zmierza rozwój. Branża automatyki stawała się coraz bardziej wszechstronna i elastyczna, przy jeszcze większym skomplikowaniu technicznym rozwiązań ? co za tym idzie, potrzebni byli wysoko wykwalifikowani specjaliści. Równolegle z nowymi firmami z branży integratorskiej, oferującymi coraz bardziej zaawansowane usługi, producenci urządzeń wciąż mogli utrzymywać swoich stałych pracowników, a w razie konieczności korzystać z outsourcingu. Wymagania użytkowników stale rosły, zatem umiejętności specjalistów od integracji stawały się coraz bardziej pożądane, czyniąc tym samym integrację systemów bardzo rentownym zajęciem.
Pożegnanie technologii lat 90.
W połowie ostatniej dekady wieku XX branża automatyki była już mocno ustabilizowana, cierpiała jednak na rozdrobnienie, na istnienie wielu małych firemek typu start-up. Niekiedy wprawdzie te start-upy rosły, jednak niewiele z nich przekształciło się w przedsięwzięcia o dużej skali.
Na sukces firmy z branży automatyki ? lub jego brak ? w tamtym czasie najbardziej wpływało umiejętne zrozumienie najnowszych technologii. Wśród innowacji, jakie się wówczas pojawiły, były chociażby interfejsy operatorskie HMI (Human Machine Interface) oparte na komputerach PC, cyfrowe magistrale sieciowe czy tzw. inteligentne urządzenia. Jednak prawdopodobnie największy rozwój nastąpił w strefie sterowników, jako że platformy DCS stały się coraz bardziej dostępne i łatwe w implementacji, a sterowniki PLCzyskały nowe możliwości, np. sterowania analogowego.
Niestety, jak zawsze w przypadku ?nowej fali? technologii, rozwój był nierówny. Interfejsy HMI i pakiety programowe służące do programowania sterowników okazywały się skomplikowane w użyciu i do wykonania stosunkowo prostych, podstawowych zadań wymagały specjalistycznych umiejętności. Systemy sieciowe były zastrzeżone, a firmowe obsługiwały niewielką liczbę połączeń i miały w praktyce zerową interoperacyjność. Rozwój strefy komunikacji wymagał znacznie więcej czasu i wysiłku, jak chociażby konieczność opracowania niestandardowych sterowników, aby interfejs HMI sprawnie komunikował się ze sterownikiem PLC. To wszystko spowodowało, że przed integratorami postawiono zadania ?wagi ciężkiej? ? aby oswoić nowe technologie, specjaliści musieli zrozumieć od podstaw każdy proces i funkcjonowanie każdego urządzenia.
Wielu integratorów w dalszym ciągu pracowało ?na godziny?, jednak coraz częściej ich usługi zaczęły stanowić pewien pakiet, konieczny do wykonania konkretnego zakresu prac związanych z integracją systemu. Stopniowo również ich klienci zaczęli dostrzegać profity płynące z tej formy współpracy, wyłamując się z szablonowego, samodzielnego wdrażania projektów. Pozwoliło to dobrze prosperować mniejszym firmom, a także umożliwiło ich rozwój. Współpraca garstki specjalistów nie wymagała skomplikowanego sposobu zarządzania projektem ani żadnej wewnętrznej infrastruktury, aby zaspokoić wymagania klientów. Jednak nadchodziła kolejna fala zmian.
<—newpage—>Globalizacja motorem znaczących przeobrażeń
Na przełomie wieków zmieniały się oczekiwania również wobec tej branży. Rosnąca wielkość rynku stała się zauważalna, kiedy coraz więcej producentów połączyło siły i rozpoczęło działania na globalną skalę.
Międzynarodowi klienci chcieli pracować z globalnymi dostawcami systemów, aby móc implementować zunifikowane platformy w każdej lokalizacji na świecie. Wiele lokalnych, mniejszych firm pracowało co prawda w takim samym trybie jak dotychczas, jednak więksi klienci poszukiwali dużych partnerów, zdolnych do podjęcia projektów na całym świecie. Niektóre przedsiębiorstwa postawiły na zrównoważony, organiczny rozwój, połączony z nabyciem innych spółek, aby sprostać wymaganiom rynku.
Niektóre firmy wypracowały spójne zestawy wewnętrznych procedur, certyfikacji oraz metodykę zarządzania projektami. Powstało nawet stowarzyszenie zrzeszające specjalistów z dziedziny integracji systemów ? CSIA (Control System Integrators Association), założone w roku 1994. Miało nieść wsparcie w tej dziedzinie, inżynierowie zdali sobie bowiem wówczas sprawę z korzyści, jakie można osiągnąć dzięki wymianie doświadczeń i wzajemnemu wspieraniu się w organizacji branżowej. Działania CSIA i jego aktywnych członków spowodowały, że poprzeczka wydajności integracji w przemyśle została zawieszona bardzo wysoko. Oczywiście wciąż istniała możliwość rozwoju dla małych i średnich integratorów, jednak to właśnie specyfika i globalny charakter przemysłu wymuszały popyt na usługi, jakie mogły świadczyć tylko większe przedsiębiorstwa.
Efekt skali
Integratorzy, podobnie jak ich więksi, znaczący klienci, cieszyli się z efektu skali. Większość firm z branży integracyjnej została stworzona na przestrzeni lat, ze środków założycieli, rozwijając się z każdym projektem przez reinwestowanie zysków. Inne przedsiębiorstwa postawiły na szybki rozwój, z wykorzystaniem kapitału podwyższonego ryzyka, jednak działo się tak stosunkowo rzadko i często z niejednoznacznym wynikiem.
Niektórzy z dużych dostawców automatyki zdecydowali się na pracę z wewnętrznymi lub wchłoniętymi z innych firm organicznymi grupami specjalistów integratorów. Skutkowało to jednak tendencją do specjalizowania się w ich własnym, konkretnym sprzęcie i oprogramowaniu.
Inni integratorzy natomiast zderzyli się z twardymi realiami świata dopiero kształtującego się biznesu. Często ich przedsiębiorstwa ucierpiały z powodu nadmiaru zleceń. Ponieważ nowe projekty wymagały na początku znaczącego wkładu inwestycyjnego, klienci często zwlekali z płatnościami aż do pomyślnego zakończenia projektu i implementacji systemu. Efekt? Firmy integracyjne upadały ze względu na zbyt wiele rozpoczętych projektów i brak płynności finansowej.
Pułapką było także sztywne ustalanie ceny dla wszystkich projektów. Koszty często okazywały się zmienne, dlatego podczas całego projektu należało bacznie monitorować i kontrolować przebieg prac.
Czy DUŻY musi oznaczać SKOMPLIKOWANY?
Rozwój technologii pozostaje wciąż krytyczną składową całego procesu integracji systemów, jednak coraz ważniejsza staje się umiejętność zarządzania i realizacji projektu. Wymagania co do metodyki zarządzania rosną niemal wykładniczo, dlatego niezbędny jest odpowiedni zespół, mający wszystkie wymagane umiejętności, w tym tzw. miękkie.
Wiele firm z tej branży musiało przez ostatnie lata dorosnąć organizacyjnie do prowadzenia biznesu w panujących realiach. Konieczne było rozwinięcie infrastruktury gospodarczej przez tworzenie nowych działów, np. księgowości czy kadr, niekoniecznie technicznych. Mimo to niektóre firmy starały się zachować dotychczasową rodzinną atmosferę, nawet kosztem perspektyw mniejszego wzrostu. Część inżynierów świadomie porzuciła duże korporacje dla mniejszych jednostek, aby w dalszym ciągu wykorzystywać swoje doświadczenie i umiejętności na technicznym stanowisku, jednak bez biurokracji i efektywniej, w koleżeńskiej atmosferze. Praca integratora kłóciła się w ich mniemaniu z funkcjonowaniem w gigantycznych przedsiębiorstwach, z rozdmuchanymi działami administracji czy zarządzania zasobami ludzkimi. Chcieli pozostać specjalistami, świadczącymi usługi dla węższego grona wybranych zaufanych odbiorców, stawiając na jakość obsługi.
Istnieje też rozwiązanie pośrednie ? możliwość, aby mniejsza firma utrzymała się na rynku, a nawet się rozrosła. Wymaga to zaangażowania wszystkich pracowników i nie jest łatwe do osiągnięcia. Przez ostatnią dekadę to właśnie do takiego modelu pracy dążyła większość integratorów.
Więcej niż jedna ścieżka
W oparciu o doświadczenie integratorów, kluczem do osiągnięcia sukcesu na dłuższą miarę jest rozwój globalnych projektów, nastawienie się na świadczenie szerokiego zakresu usług oraz wysoką wydajność. Firmy integratorskie otwierają się na nowe zadania, w rodzaju doradztwa biznesowego, prowadzenia całodobowego wsparcia technicznego czy wysoce rozwiniętej oferty szkoleń dla klientów. Wymagania dużych odbiorców nie są już ograniczone wyłącznie do samej integracji systemu, w czym niektórzy przedstawiciele tej branży dostrzegają potencjał rozwoju.
W firmie, którą reprezentuję, zauważyliśmy, że jesteśmy dziś niemal w 30% bardziej wydajni niż chociażby pięć lat temu, biorąc pod uwagę konkretny projekt. Istnieje wiele powodów takiego stanu rzeczy ? staramy się być coraz lepsi, pracujemy coraz mądrzej. Dysponujemy lepszymi narzędziami niżkiedyś, jesteśmy też w stanie wykorzystać maksymalnie nasze wewnętrzne struktury, aby zapewnić lepszy przepływ informacji. Poprzez rozwinięty dział kadr potrafiliśmy zbudować wydajne i produktywne zespoły specjalistów.
Problemem jest jednak fakt, że często nie istnieje wyraźny początek i koniec procesu wdrażania danego projektu. Nasi odbiorcy nie chcą, aby integrator po prostu zakończył pracę i opuścił obiekt. Ponieważ implementacja systemu najczęściej skutkuje szybką i wyraźną poprawą funkcjonowania danego zakładu, apetyt rośnie i klienci chcą utrzymać ciągły rozwój swojego przedsiębiorstwa. Dlatego integratorzy muszą być przygotowani na ciągłą współpracę biznesową, łącznie z utrzymaniem i serwisem. W tej mierze lepiej przygotowane są większe przedsiębiorstwa, dzięki większym zasobom ludzkim i mocy przerobowej.
Wszyscy jesteśmy jednak częścią stosunkowo młodej i rozwojowej branży, dlatego z ufnością i ekscytacją czekamy na to, co przyniesie przyszłość.
Autor: Paul Galeski jest dyrektorem generalnym firmy Maverick Technologies.
Tekst pochodzi ze specjalnego wydania "Integratorzy systemów automatyki 2016". Jeśli Cię zainteresował, ZAREJESTRUJ SIĘ w naszym serwisie, a uzyskasz dostęp do darmowej prenumeraty w formie drukowanej i/lub elektronicznej.