Nie ustają spory wokół uwolnienia cen energii elektrycznej. Zwolennicy deregulacji twierdzą, że wolny rynek z punktu widzenia konsumenta to najlepsze rozwiązanie. Przekonują, że po uwolnieniu cen dostawcy zaczną ze sobą konkurować i w końcu ceny spadną. Inni pukają się w głowę i tłumaczą, że przy niewielkiej liczbie rzeczywistych dostawców liberalizacja będzie fikcją. Po prostu zakłady podniosą ceny i kto im podskoczy? Pesymistom wtórują media, zapowiadając podwyżki w wysokości 10, 20 czy ilu tam jeszcze procent ? zależnie od tego, czy wypowiada się ekspert prorządowy, prorynkowy czy reprezentujący dostawców prądu.
Co mają o tym myśleć właściciele zakładów przemysłowych? Spodziewać się spadku cen, czy przeciwnie ? obawiać większych liczb na rachunkach za energię? No cóż, osobiście radzę spodziewać się podwyżek. I to niezależnie od tego, czy regulator będzie zatwierdzał taryfy, czy jednak zapanuje wolnoamerykanka. Powód jest prosty: ceny energii będą rosły niezależnie od sytuacji prawnej. Przedsiębiorstwa energetyczne w Polsce są zapóźnione technologicznie i będą musiały nadrabiać zaległości. A to kosztuje.
Po drugie, ostatnio nie mieliśmy szczęścia do limitów emisji dwutlenku węgla. Komisja Europejska uznała, że w latach 2008-2012 polski przemysł może wyemitować o wiele mniej od faktycznych potrzeb. Dodatkowe uprawnienia trzeba będzie kupić. A jak kupić, to wydać. A jak wydać, to? według czarnego scenariusza w IV kwartale roku prezesi elektrowni będą musieli podnieść ceny nawet o 100%. Oczywiście klienci będą płakać i płacić.
W tej sytuacji jedynym wyjściem (pomijając wyłączenie maszyn i przypomnienie pracownikom, że ostatni gasi światło) jest zadbanie o jakość energii w zakładzie. O tym, na co zwrócić uwagę, piszemy w artykule ?okładkowym?. Wdrożenie systemu analizy i monitoringu to tylko kwestia ceny. Firmy, które oferują tego typu usługi, przekonują, że inwestycja zwraca się ze względu na duże straty, jakie powoduje brak kontroli nad tym, co dzieje się z zakładową siecią. Koszt nowoczesnego, zaawansowanego analizatora to około 20 tys. zł netto. Dużo, ale jak podkreślają sprzedawcy, czasami usunięcie jednego tylko problemu związanego z jakością energii elektrycznej pozwala na zaoszczędzenie znacznie wyższych kwot.
Czy mają rację? Pewnie tak, ale? no właśnie, jaki właściwie jest prąd dobrej jakości? Teoretycznie wiadomo. Ustawodawca określił granice, w jakich mają zawierać się wartości określonych parametrów. Gorzej z praktyką, bo zarówno w przepisach, jak i literaturze fachowej brakuje schematów, zgodnie z którymi należałoby wykonywać pomiary ? skarżą się oferenci tego typu usług. Nie określono parametrów analizatorów, co znacznie utrudnia porównywanie wyników. Co gorsza, na rynku oferowane są ponoć przede wszystkim bardzo tanie analizatory, które tak naprawdę są tylko miernikami cyfrowymi.
Pomimo tego warto rozważyć podniesienie jakości energii w zakładzie i w efekcie obniżyć rosnące (i nie do uniknięcia) koszty. Do tego czasu na ukojenie nerwów proponuję ? a co tam! ? herbatę z prądem. Byle nie za dużo. I byle do wiosny.
Tomasz Gołębiowski
redaktor naczelny
tg@controlengpolska.com